Gdyby Ernesto de la Cruz był do końca pradziadkiem głównego bohatera film (jako jeden z niewielu dla dzieci?) przekazywałby ważną i nieoklepaną treść - rodzina nie zawsze musi być dobra, nie zawsze jej członkowie są tacy jakbyśmy chcieli. Jednak gdy już ktoś jest "zły" to to nie jest naszą winą. Członkowie rodziny nie zawsze postępują dobrze, czasem wolelibyśmy nie być z kimś spokrewnieni. Tak, to byłoby niesamowite.
Jednak pomijając ten zbędny (moim zdaniem :) ) plot twist to animacja jest cudowna, świetnie traktuje o życiu, śmierci i odejściu bliskiej osoby. A jest to bardzo ważny temat - w końcu śmierć dotknie każdego z nas.
Wstyd się przyznać, ale ,,Kubo i dwie struny" nie oglądałam. I chyba czas to nadrobić, bo podobno film jest genialny.
Czy ja wiem, czy plot twist był niepotrzebny? Wynika z niego inne przesłanie, które jest zgodne z moimi fascynacjami - że historie rodzinne nie są tak proste jak mogłoby się wydawać, że są mieszanką czyjejś perspektywy i dorabiania historii tam, gdzie są białe karty.
Dokładnie. Od siebie dodam jeszcze, że jakby Miguel pomógł Hektorowi odzyskać należne mu honory mając świadomość, że niszczy legendę własnego krewnego, czyniłoby by go to znacznie lepszym bohaterem. Bo w sytuacji, gdy walczy z mordercą krewnego i oszustem, nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby postąpić inaczej, a jakby Ernesto był jego krewnym, to by znaczyło (zakładam, że i tak pomógłby Hektorowi), że postawił ludzką przyzwoitość ponad rodzinę. I to dla smarków byłoby świetnym przesłaniem.